Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gula pociągnął dobry haust.
— Pan podczaszy nie jesteś przecie w tak podeszłym wieku...
— Ja to sobie powiadam właśnie, że nie jestem w wieku podeszłym, ale zawsze, zawsze, pięćdziesiąt i siedem, szósty krzyżyk!
— U nas się to i w siódmym żenili — poparł ksiądz Gula.
— Zapewne, bywało to, dziś rzadziej — mówił, wzdychając podczaszy. — Z drugiego zaś względu, jakże kochanemu dziecku macochę dać, dopieroby było narzekanie... płacz... bo widzisz, ojcze... a nuż... kto to może przewidzieć, zjawił by się chłopiec i jedynaczka by musiała ustąpić braciszkowi...
— Tak! tak! — mruczał Reformat — to są rzeczy do namysłu.
— Ja ci powiem, mój ojcze, żem nigdy podobnej pokusy nie miał, Bóg widzi, nie miałem. No, tylko myśląc o tem, jak mnie Ewunia opuści...