Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Reformat trochę był winem ośmielony i rozweselony.
— E! panie podczaszy! benefaktorze i syndyku nasz... — zawołał — gdybyś się nie pogniewał, cośbym rzekł.
— Pal, mój ojcze.
— Jegomości bodaj panna Marta w oczko wpadła.
— A wpadła! jak Boga kocham! — rozśmiał się stary — no, masz słuszność, pierwszyś to odkrył, wpadła. Ale to młode... śliczne... bodaj nie dla mnie... tylko człek darmo się durzy.
Gula śmiał się.
— Młode! no! młoda ona jest, ale ale my to najlepiej wiemy, bo z naszej parafji, lat trzydzieści ma.
— E? — spytał podczaszy... — ma? nie wygląda na 25! Słowo ci daję. Świeża jak róża. A za mnie ona nie pójdzie...
— Ot, nie wiem! — rzekł Reformat