Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja panu powiem — żartobliwie poczęła, chodząc żywo po pokoju Ewunia. — Najprzód jakbyś pan się pokochał, musiałbyś puścić się w konkury, a gdybyś się zakochał we mnie, tobym pana na śmierć zamęczyła wymaganiami, bo ja mam takie postanowienie, że mój konkurent bodaj ze smokami i olbrzymami walczyć musi... póki ja mu uwierzę, potem, nużby się panu chorążemu udało... zemną byś ożeniwszy się nie wytrzymał.
— A to dlaczego?
— Bom kapryśna, i mój przyszły, albo mi musi służyć na dwóch łapkach, lub mu bardzo źle będzie.
— O! pani się ogaduje i żartuje — rzekł Brdęski.
— Gdzie tam! gdzie tam — zawołała Ewunia — połowy jeszcze nie dopowiedziałam co go czeka. A, uchowaj Boże! by zapragnął ożenić się mimo mej woli, korzystając z ojcow-