Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stanął stary i bardzo żywo pochwycił ją za rękę, którą całować zaczął; łzy mu się w oczach zakręciły.
— O jakże dawno, dawno! nie widzieliśmy się z sobą! głosem smutnym mówiła hrabina — a od tych czasów cośmy przeżyli! co przecierpieli!
Książę ręką się w piersi uderzył....
— A! mości książę! co ja przecierpiałam!
— Co ja! westchnął stary — a nie weźmiesz mi pani za złe, gdy powiem o niéj, o mojéj biednéj męczennicy — co ona!!
— Słyszałam! szepnęła Aniela — i niech mi książę wierzy, mam najżywszą dla niéj sympatyę.
Księciu oczy poweselały, drgnął i powrócił do całowania jéj rąk.
— Dobra pani Anielo! zawołał — za to słowo jak ja ci jestem wdzięczny! To biedne dziecko, zwiedzione, zawiedzione — uciekło tu, właśnie tu, gdzie tyle wspomnień przykrych, a świat tak uprzedzony, gdzie ją nowe męczeństwo osamotnienia czeka....
Poruszył ramionami, wzniósł oczy ku niebu.
Ktoś nadchodzący przerwał tę rozmowę, lecz nazajutrz książę Ignacy był u drzwi hrabiny młodéj. Zrobiło to wrażenie w domu, bo i Zdziś, i jego matka, nawet pan Stanisław