Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jadę! Nie będziemy się żegnali, bo widzieć się musimy, bo spotkać się musimy, bo — inaczéj jabym tak was porzucić nie mogła.
— Sądzę, dodał Lambert, że po was i my z matką wrócimy też zapewne. Macie słuszność, są obowiązki, są życia cele, trzeba mężnie stawić czoło, powrócić na stanowisko i otrząsnąć się z egoizmu....
— Zachowując całą uczucia gorącość — dodała Eliza — o! bo wystygać ja nie pozwalam!
— Ani to możliwa — odparł Lambert, — stygnie tylko to co się z czystego płomienia zmienia w węgiel, sadze i popioły!!
Tak potwierdziła gorąco Eliza.
Spojrzała po salonie, i widząc, że musi powracać do swych gości, dołożyła szybko:
— Ja listy moje adresować będę?
— Panu Izydorowi.... poste restante... szepnął hrabia. A pisać mogę??
Eliza się zarumieniła.
— Wiesz hrabio — najlepiéj pod kopertą mojego męża! Nie tknie on listu, o którym mu powiem, że go niepowinien czytać.
Lambert się zawahał
— Jest to tak uczciwy człowiek, dodała prędko księżna, iż wierzy nawet — w poczciwość zakochanéj kobiety!
Podała rękę i zakończyła jeszcze raz powtarzając: