Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/461

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się już nawet trochę nawykłemu do téj woni głowa zawraca, cóż dopiero innym?...
Co za następstwa dla nich?
— To już do mnie nie należy! rzekł poważnie książę. Każdy powinien sam czuwać nad bezpieczeństwem własném....
Pani Zdzisławowa otrzymała odpowiedź ostatnią właśnie gdy w rogu uliczki spotkała ubogą dziewczynę sprzedającą biedne kwiatki zimowe; schyliła się ku niéj, pochwyciła bukiecik, zaczęła go wąchać, uśmiechnęła dziwnie, i skinąwszy głową księciu, pożegnała go, nazad śpiesząc do domu.
To odejściu jéj, książę dobył cygaro, i obejrzawszy je, zapaliwszy starannie, mierzonym krokiem przechadzał się znowu po téj saméj uliczce.
Trwało to dobry kwadrans, gdy szybki chód dał się słyszeć za nim: obejrzał się, i uradowany zobaczył Elizę, która z dużym bukietem w ręku śpieszyła za nim.
— Widziałam cię żywo rozmawiającego z tą.... Zdzisławową; nie chciałam przerywać słodkiego tête à tête. Z daleka wyglądało to jakbyście się kłócili. Co to było?
— Wiesz, rzekł książę — ona ma taki zwyczaj, lubi się spierać....
— O cóż?