Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/445

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Na wsi? to było i mojém życzeniem — rzekł książę z pewném zakłopotaniem — ale ona nie potrafi wytrwać na wsi, jéj potrzeba miasta. Nieszczęśliwa, biedna istota, tak okrutnego doznawszy losu, niechaj ma choć trochę roztargnienia, jakąś rozrywkę.... Sądzę, że zamieszkamy w Warszawie.
Pułkownik zaprotestował.
— Jeżeli ona sama się na to decyduje — odparł książę — jakże ja jéj mogę odmówić?
Zapewne, pierwsze chwile, będą trochę ambarasujące i przykre — lecz — świat nasz wyrozumiałym jest, bo sam wyrozumiałości potrzebuje....
Rozmowa się na tém skończyła, a Leliwa może piérwszy raz w życiu, nikomu się z niéj nie zwierzył i zachował ją przy sobie.




Do koła Florencyi góry były śniegiem okryte, niebo powleczone szarą oponą; na krótko czasem wiatr zdzierając ją odsłaniał, słońce błyskało i złociło szereg pałaców stojących wzdłuż Arno, to znów pędziły obłoki, chłodny deszcz smagał przechodniów, a rzeka wzbierająca nagle szumiała groźno, bijać o tamy i wybrzeża....
Ulice były puste.