Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niestety jest to smutna prawda — dodała Eliza. Potrzeba dla mamy nawet, abym raz sobie z domu poszła, a i mnie tu zaczyna być duszno w téj Warszawie.
W czasie tego a patre podedrzwiami, pachnący Roman, dowcipny Jeremi, elegancki Tadzio bawili się sami. Jeremi dawał im swe odgrzewane koncepta, pewien, że aż nadto świeże dla nich będą.
W tém Eliza odezwała się głośniéj do pułkownika:
— Nie słyszałeś co o maryażu?
— O jakim? drgnąwszy zapytał Leliwa.
— O jedynym pewnym z całego karnawału, dodała Eliza: powinieneś się domyślić, że mówię o księżniczce Marcie....
— Nie słyszałem, że ma za mąż wychodzić?
— Przecież ją tu z za granicy, upakowaną starannie w bawełnę, przywieźli dla hr Lamberta, à grande vitesse, mówiła Eliza — to rzecz powszechnie wiadoma.
— Wracam od hr. Laury, odparł pułkownik, lecz o niczém tam jeszcze nie słychać podobném.
Musiał się za język ukąsić, aby drugiéj nie wydać tajemnicy.
Gdy to mówił, przez drzwi boczne weszła hr. Julia, i dość było na nią spojrzeć, by poznać, że ją coś świeżo dotknęło tak boleśnego,