Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ona czuje całą okropność swojego położenia, że tém gnojowiskiem się brzydzi.
— A! cicho! komedye! obrzydłe komedye! krzyknęła matka.
— Nie — rzekł zimno Lambert — czuje się komedye... takiéj rozpaczy nie odegra żaden najlepszy artysta.
— Kto miał takiego nauczyciela jak jéj matka! wybuchnęła hr. Laura.
Widząc wzburzenie wielkie, Lambert zbliżył się, usiłując ukoić matkę.
— Mama kochana — rzekł — nie ma najmniejszego powodu niepokoić się. Jakkolwiek mam niewysłowioną litość nad tą biedną, wiem, że mi o niczém więcéj myśleć niewolno....
— Litować się nie powinieneś nawet — dodała matka — to plugawstwo nie warte miłosierdzia....
Lambert zamilczał.
— Proszę, błagam, wymagam, dodała matka, abyś się zbliżył do Marty....
— Pełnię rozkazy mamy, odparł powolnie syn, — ale przepraszam zarazem, że z góry zaprotestuję. Jeśli mi się Marta niepodoba, nie ożenię się z nią, gotowem wcale się nie żenić, a przeciw mojéj skłonności nie chcę — toby było świętokradztwo.
— To są głupie idee nowe! krzyknęła hrabina; idee, których się nabywa między ludźmi