Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że my tém kadzidłem wyżyć możemy? Co do mnie, ja w ogóle mdłych woni nie lubię.
Zwróciła się do niego wyzywająco, nie odchodząc od kwiatów i jakby naumyślnie pilno się im przypatrując, aby przedłużyć rozmowę.
Lambert, który czuł, że matka niespokojna o niego i rozmowę przeciągającą się być musi, radby był ją skrócił, ale niegrzecznym być nie chciał. Eliza była zupełnie swobodna, nie zważając wcale na hr. Julię.
— Jednakże czemś żyć potrzeba — dorzucił Lambert...
— Jakbym była panu wdzięczna, gdybyś mi wskazał czém? rzekła Eliza; dotąd tajemnicy téj odkryć nie mogłam. Śmiesznie jest w moim wieku udawać zniechęconą i niesmakującą w niczém, ale u mnie to po prostu — nieświadomość!
— Niepodobna, aby z tego, co panią otacza, nic jéj nie przypadało do smaku — rzekł Lambert.
— Sama się temu dziwię, odparła żywo, patrząc pilno w oczy hrabiemu. Otacza mnie w istocie dobór najśliczniejszych cacek, bardzo kunsztownie i misternie sfabrykowanych — ale cackami dzieci się tylko bawią, a ja już dzieckiembym być nie chciała.