Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hrabina Laura, trochę nastraszona procesem, miała myśl zatrzymania Lamberta tylko tak długo, jak wymagała narada. Chciała, aby się nie pokazywał w mieście, zbył się kłopotu, choć by ofiarą jakąś, i — jechał znowu.
Ucieczka zdawała się jéj środkiem najrozumniejszym, najpolityczniejszym.
Gdy hrabia Lambert powrócił wieczorem, po długiéj rozmowie sam na sam (tego dnia Leliwy nawet, przybyłego przypadkiem, nie przyjęto — nazajutrz na godzinę dziesiątą już plenipotent i prawnik byli zamówieni.
Do narad tego rodzaju hrabina nigdy się niemieszała, jak w ogóle do interesów, do których objęcia zmusiła syna, aby się z niemi obeznawał. Posiedzenie trwało niezmiernie długo, musiano zanieść pracującym śniadanie, a gdy o piérwszéj wyszedł z niego, wprost idąc do matki, Lambert miał twarz posępną, zamyśloną, skłopotaną.
— Cożeście uradzili? zapytała hrabina śpiesznie.
— Tak jak nic — odparł Lambert. Najgorsze ze wszystkiego, iż p. Niemczynowski utrzymuje i upiera się, ażebym pozostał, i nie dozwala mi się absentować.
— Jak długo? spytała matka.
— Właśnie, że nawet przybliżenie obrachować nie umie, jak się to może pociągnąć....