Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A! nieznośny pedant! odezwała się matka... Lambert przechadzał się po pokoju.
— W najlepszym razie, według Niemczynowskiego — dodał — może się to skończyć za półtora miesiąca. Są formalności, których na żaden sposób niepodobna przyśpieszyć przebiegu.
— Półtora miesiąca! przerwała hrabina Laura — ale to prawdziwa zguba! Wszystkie nasze piękne projekta za nic. Siedzieć zamkniętemu przez ten czas.
— Niepodobna — odparł syn.
— Zrobić się chorym? szepnęła hrabina.
— Nie można będzie uniknąć odwiedzin pułkownika i innych — oczy mają bystre, a dać się posądzić o coś...
— Niech Bóg broni! zawołała matka.
Wieczorem tego dnia poprzedzony listem napisanym do hrabiego Lamberta, przyszedł pan Adolf. Przyjęto go zimno. Oświadczał się z tém, iż nie mógł żyć z tą myślą niewdzięczności, o jaką go ludzie mogli posądzić. Chciał nie więcéj, tylko powrotu do łask tych, którym był winien wszystko. Przyznawał się do wykroczeń, do błędów i przyrzekał poprawę.
Powtarzał hrabiemu Lambertowi, iż nie żąda żadnéj pomocy, chciał nadal iść o własnych silach, byle mu hrabina i on przebaczyli i pozwolili próg swojego domu przestąpić.