Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Sprawę można przecie powierzyć adwokatowi, plenipotentowi, gdy tu stokroć groźniejsza jest na stole. Jakże Laura tego nie widzi i nie czuje??
Lambert tłómaczył napróżno i istotnie bez niego się tam obejść nie mogło; stara jejmość była gniewna, i z obawy hrabianki Elizy, gotowa była bodaj i indemnizować straty, byle nie puścić siostrzana.
Jego posłuszeństwo chętne woli matki wydawało się jéj zbyteczném, podejrzaném.
— Laury w tém nie rozumiem, mówiła — niepodobna, ażeby nie widziała i nie rozumiała, że tu o coś więcéj idzie, niż o jakieś tam marne kilka tysięcy.
— Ale ciocio kochana, matka mnie zna i ufa mi! wołał Lambert.
— Nie może cię znać lepiéj niż ty sam, a przecie uszedłeś od czarownicy i miałeś rozum... zakończyła kasztelanicowa.
Gdy przyszło już do wyjazdu, pochwyciła jeszcze na stronę Lamberta.
— Dziecko moje, rzekła poruszona: pamiętaj o tém, że ja na ożenienie z Elizą nie pozwalam... Powiesz mi może — co mi do tego: Powtórzę, że kocham cię jak matka, widzę w tém zgubę twoją! Zaklinam! proszę, błagam. Jeśli zasłyszę, że się coś podobnego kroi, słowo ci daję, przylecę do Warszawy, gotowa jestem