Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Cóż łatwiejszego nad wyprzedanie się z ziemi, wkupienie w jakieś obywatelstwo i ojczyznę nową, zapisanie się z tytułem w almanachu gothajskim i zrzucenie z siebie całego brzemienia ciążących obowiązków?
Lambert słuchał trochę przydługiéj rozprawy cioci w milczeniu zadumany.
— Tak, rzekł, gdy skończyła znużony nieco. Są to zasady mamy, ciotki i moje. Ja pozostanę im wierny, i ażeby się nie sprzeniewierzyć, wyruszyłem właśnie w Warszawy tu do Zagórzan; ale co daléj? boć załogą tu siedzieć nie mogę!
— Niestety! wiem, odezwała się ciotka, że okrucieństwem byłoby wymagać tego od ciebie. Nie wytrzymałbyś tutaj, choćbym cię obłożyła gazetami, książkami, choćbym ci sprawiała polowania i spraszała cała sąsiedztwo.
Ja, że tu żyję, to zupełnie co innego. Z żywém życiem nic mnie nie łączy, mam jego treść i ekstrakt na papierze. Z niego ciągnę pożywienie i do tego pokarmu nawykłam. Ty nie możesz i nie powinieneś żyć — z bibuły. Stałbyś się taką suchą trzaską jak ja. Ty musisz znać ludzi, żyć i obracać się pośród nich; inaczéj stracisz poczucie rzeczywistości, tętno wieku...
Ty....