Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szlachta nasza ma z nami wspólne tradycye, wierzenia, obyczaje... ubóztwo nie będzie zawadą, skromne pochodzenie nie zrazi nas — byle... panna była... ty mnie rozumiesz...
Wsparła się na ręku kasztelanicowa...
— Wśród arystokracyi naszéj, poczęła, są dwa obozy zupełnie różne, które choć się łączą czasem w jeden szereg, choć się z sobą stykają w pewnych względach, jak niebo od ziemi się różnią. Jeden z nich wciela się i wcielił już w tę ogólną massę arystokracyi europejskiéj, która z krajem nic wspólnego nie ma. Znaczna część tych apostatów już się przesiedliła za granicę, sfrancuziała, zniemczyła, zwłoszyła, w przekonaniu, że ocalając swe położenie społeczne, dopełniła obowiązku.
My z tą arystokracyą sobkowiczów, ratujących, jak mówił Skarga, z rozbijającego się okrętu własne tylko mienie, nic nie chcemy mieć wspólnego. My pojmujemy arystokracyę jako przodowników, ofiarników i czynne rycerstwo nasze... Gdy ono uchodzi z téj ziemi, z któréj wyrosło, któréj winno wszystko — apostatami się staje. Kto nie spełnia obowiązku, traci prawa. Arystokracya, co chce się ocalić dla przyszłości, dzielić powinna złe i dobre losy kraju swego. Często zadaniem jéj dzielić wrzekomo błędy, aby z nich wyleczyć, iść na bezdroża z obłąkanymi, aby z nich sprowadzić...