Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bardzo dobrze rozumiem! Powiedziały sobie z góry, że jesteś człowiekiem poważnym jak matka twoja; dla ciebie więc przybierały ton inny.
— Przepraszam ciocię, rozśmiał się Lambert — nie trzeba mówić w liczbie mnogiéj. Hrabina Julia ze mną nie zmieniła ani tonu zwykłego, ani trybu, była czarująca i zalotna jak z innymi. Panna Eliza tylko.
— Panna Eliza! nieszczęśliwy! zawołała kasztelanicowa — ale ty się w niéj kochasz!
— Jeszcze nie — odparł Lambert — lecz gdybym ją widywał częściéj, gdybym się zbliżył do niéj — wie ciotka — nie ręczę!
— Cóż? i gotówbyś był ją wziąć! — Znowu ręce załamała stara pani. — Ją! ją!
Lambert się zadumał.
— Umiałbym skłonność moją poświęcić przez — raison d’état. Czuję obowiązki moje, i gotów jestem zaślubić... najmniéj mi sympatyczną istotę...
— Ale nikt od ciebie tego nie będzie wymagał, ani matka, ani ja — dodała żywo kasztelanicowa. Masz czas, na świecie jest panien wiele, choć może nie tak czarodziejsko pięknych jak ta niegodziwa Eliza, ale miłych i znośnych. Nikt cię do ożenienia nie nagli; zresztą nikt cię nie będzie zmuszał do szukania żony w kołach naszych, arystokratycznych.