Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a zalotność jéj ma inną cechę, jest ironiczna, pogardliwa.
Mówi mało, najczęściéj z lekkim odcieniem szyderstwa i pytaniami? Nie można odgadnąć co sama myśli, lecz się czuje ciągle, że nie tak myśli jak drudzy. Pytania jéj są tego rodzaju, że matkę nawet w kłopot wprowadzają; ale ta zdaje się czuć wyższość córki, i zręcznie wymijającemi zbywa ją odpowiedziami...
W oczach ma wiele bystrości, a razem coś znudzonego i smutnego...
— A! dajże pokój téj miniaturze, przerwała kasztelanicowa: widać w malarzu aż nadto uwielbienia dla wzoru, a to mnie do rozpaczy przyprowadza.
— Więc zamilczę... rzekł Lambert.
— Ale nie, nie, mów daléj.
— Po tych pierwszych trzech spotkaniach, wyznaję, że byłem zaciekawiony — odezwał się posłuszny hrabia. Wracałem w rannych godzinach przyjęcia i zastawałem tam cały rój młodzieży.
Wśród niéj Eliza wydawała się istotnie królową, a obchodziła się z tymi paniczykami — nielitościwie... Ja, miałem szczęście, czy też, jako mniéj znajomy i nie ubiegający się o spoufalenie, przywiléj być traktowanym seryo.
— Matka i córka na swój sposób polowały na ciebie — przerwała kasztelanicowa. O! ja to