Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
215

wy, ale się w końcu wyczerpie pobłażanie... Nie wyzywaj mnie... idź... idź!!! Spełni się czegoś sobie życzyła.
Rolina stała jeszcze na progu.
— Mówię ci! idź! — powtórzył głosem podniesionym, jakiego niegdyś używał komenderując żołnierzom swoim. — Idź!
Córka nie widziała go nigdy takim dla siebie, czekała chwilę, zatrzasnęła drzwi i pobiegła nazad do swego pokoju.
Maholich czas jakiś pozostał pogrążony w myślach, potem świecę wziąwszy ze stolika, krokiem powolnym poszedł z nią do pokoju Boehmowej.
Obszerny, we dnie ciemny, choć dwoma oknami na ciasną uliczkę wychodzącemi oświecony, utrzymywany był z daleko większem staraniem i porządkiem, niż te które Rolina zajmowała. Sprzęt z różnych lat, różnego pochodzenia, stary, nadawał mu charakter wdowiego mieszkania, w którem więcej jest pamiątek przeszłości niż myśli o dniu dzisiejszym.
W rodzaju alkowy stało osłonione łóżko gospodyni. Kanapki, szafki, półki, etażerki ściśnięte zajmowały ściany i kątki.