Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO55

pewne pomiędzy nimi jakaś sprzeczka. Wkrótce i Tomasz spochmurniał, więc, chociaż kawę podano w ogrodzie, w ślicznem miejscu między lipami, tworzącemi ogromną altanę, milczeliśmy wszyscy. Rozkosz wsi i trawienia służyła nam za wymówkę.
Bywają takie dni, zwłaszcza na wsi, gdzie wszystko idzie naopak i drażni nerwy. Zaledwie usiedliśmy w altanie, przyniesiono panu Zygmuntowi telegram, znacznie spóźniony. A chodziło tam o coś ważnego, bo pan Zygmunt począł się zżymać:
— Naturalnie! depesza wysłana wczoraj rano, ale jak zaczęła się błąkać po wiejskich stacjach, jak zaczęli szukać pieszego posłańca... A mówiłem ci, Tomku, żebyś lepiej urządził odbiór poczty i telegramów, bo te niedokładności mogą narazić na duże straty, zwłaszcza kiedy ja tu jestem. Teraz muszę natychmiast wysłać depeszę terminową. Masz kogoś pod ręką?
— Jeszcze trwa odpoczynek południowy — powiedział Tomasz przez roztargnienie.
Pan Zygmunt zerwał się nerwowo z krzesła i zawołał:
— Otóż to! wszystko u nas jest niepodobieństwem! Już sam kraj zapadły, a jeszcze ludzie do niczego!
— Ale nie — zaraz! Daj tę depeszę — poślę stajennego chłopca na mojej klaczy — dojedzie do stacji telegrafu za godzinę.
I wybiegł Tomasz, aby dać rozkaz, pani też odeszła; pan Zygmunt poszedł pisać telegram, a ja już pierwej oddaliłem się nieco dla obejrzenia rosnącego w pobliżu żywopłotu z dzikich róż.