Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 03.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że, prosiłem go, modliłem, wymawiałem się, napierał się nabycia, chciał kończyć gwałtownie, niechże teraz pokutuje, ja ręce umywam. W potrzebie sam mu to gotów jestem powiedzieć. Nie może gniewać się na mnie!...
W tych myślach przyjechał Sulimowski i wysiadł w ganku dziwując się odświeżonej do niepoznania postaci starego dworu. Takiej metamorfozy mogły tylko dokazać znaczne pieniądze i wielka ochota wyrzucenia ich za okno. Stary dwór nosił zawsze na sobie cechy wieku, ale wystroił się ich staruszek na przyjęcie gości, włożył dach nowy, ściany mu poprostowano, okna dano większe i ze szkła pięknego, okiennice robotą stolarską, ganek nawet się wywdzięczył, ustrojony w stupy, ławki i balustradę w smaku odpowiednim budowli. Ale niczem były te powierzchowne oznaki dbałości przy zupełnie odnowionem wnętrzu. Piece kaflowe z pod Krzemieńca, posadzkę z Połonnego sprowadzono, nowemi obiciami przeciągano ramy starych wyświeżonych futrowań; a że z Warszawy nadeszły meble i sprzęty, dom zakalański jak był na prędce urządzony, mógł za najporządniejszy w okolicy uchodzić...
Wszystko to rzutem oka obejrzał hrabia, obliczył po cichu koszta i uśmiechniony spotkał się z panem Balem, którego ostygła trochę grzeczność zaraz go na wstępie uderzyła. Na widok tej zmiany hrabia podwoił dumy i zarozumienia, zdawna zauważywszy, że to było najlepsze lekarstwo przeciw oziębłości bliźniego, mogącej przejść w inne mniej znośne uczucie.
Pan Bal zawsze uprzejmie i dość uniżenie wprowadził go do nowego saloniku, pustego w tej chwili, ale z przepychem niemal zagospodarowanego. Śliczne meble obite aksamitem, wielkie zwierciadła, kilka obra-