Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Że na łożu śmierci, trochę o los swego domn się obawiając, stary pan Balcer zaklął Murzyńskiego, żeby handlu nie odstępował, a prócz tego przywykłemu do kąta, nie łatwo było się ruszyć z ulicy Bielańskiej — pozostał w początku do czasu, potem już obiecując sobie pracować póki sił.
Pracował też dość jeszcze długo i kierował sklepem stary Murzyński, choć postać jego wyglądała jak fant jakiś zamorski dla osobliwości sprowadzony. Codzień zdawał się śmieszniejszy — zachował bowiem strój swój przedwieczny, ów frak tabaczkowy, trykotowe zielonkowe spodnie, buty ze sztylpami, a peruka wyryżała mu zupełnie i wyłysiała nawet miejscami, Że pod koniec nie dobrze widział, a wzrok na regestrach wysilał, do jednej pary okularów dodał następnie drugą i już miał trzecią nałożyć. gdy jednego dnia mgłą mu zaszły oczy i zasnął na wieki, mrucząc:
— Ciekawym bardzo, jak sobie teraz dadzą rady!
Rady jednak sobie dali, i pan Erazm, któremu nie brakło doświadczenia, wiódł dalej handel bardzo szczęśliwie.
Kiedy się kim niebo opiekuje, to mu zsyła aniołów stróżów ciągle, jednego po drugim. Tak było i tutaj. Ledwie Murzyński oczy zamknął, znalazło się go komu zastąpić.
Pan Erazm długo wesołe, kawalerskie wiódł życie, ale po śmierci matki, która przeżyła ojca i Murzyńskiego, a na łożu śmierci zaklęła go, żeby się co najprędzej ożenił, obawiając się dla niego skutków dłuższego bezżeństwa — przemyślał wreszcie o przyjacielu dozgonnym.
Dziwnym trafem obok kamienicy panów Balów, przez