Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że nie widzisz następstw... Ty się zgubisz...
Gwałtowne, choć krótkie wybuchy Chorążyca zdały się W końcu działać na dziewczę.
— Mój panie Ewaryście — odezwała się zimniej trochę. — Powtarzam ci, że ja mam prawo zgubić się w taki sposób, jak mi się podoba... Kocham Zoriana i czuję, że on mnie kocha.
— To dziecko! — przerwał Chorążyc gwałtownie. — Nie wątpię, że cię kocha dziś i szaleje, ale to jest namiętność młoda, to ogień słomiany, który jutro zapłonie tak samo dla innej.
Zonia podniosła oczy i ruszyła ramionami.
— Któż, kochając myśli o jutrze? Jutro! a! mój Boże! ono do nas nie należy...
I odeszła od stołu, za którym siedział Ewaryst, przybity już do ostatka i zrozpaczony...
Nie rychło mógł się on zebrać na ostyglejszą odpowiedź.
— My w istocie, moja Zoniu, stoimy pojęciami tak daleko, że się nam niepodobna zrozumieć. Niewiem nawet, czy wierzysz w tego Boga, co ja, a z pewnością lekceważysz te jego prawa, które ja za święte uważam... Nie chcę mówić o tym, co nakazuje nam wiara, abym nie wywołał z ciebie bluźnierstwa. Lecz, oprócz Bożych, są prawa ludzkie obowiązujące, są przepisy życia, od których pod grozą kary uwolnić się nie można, jest społeczność i opinia potępiająca... Choć byś nie chciała, jesteś cząstką tego społeczeństwa i prawom jego ulegasz, nie żyjecie na pustyni...
Zonia zwróciła się głową ku niemu, idąc sama ku oknu.
— Właśnie przeciwko okowom, jakie ta strupieszała społeczność wkłada na nas, my chcemy walczyć. Tu nie dosyć słowa, trzeba czynów. Jeśli chcesz, moja miłość jawna, którą wy nazwiecie bezwstydną, jest taka protestacją.
— W tej chwili ty jesteś hipokrytą — przerwał Ewaryst z pół uśmiechem gorzkim — namiętność twoją chcesz pokryć płaszczem teorii... To fałsz!
Zonia zarumieniła się mocno.
— Może masz słuszność — odparła dumnie. — Kto ma skarb, ten go broni, nawet z ołtarza chwytając co napadnie...
Wyznanie to, nieco upokorzonym tonem wypowiedziane, przejęło litością Ewarysta, porwał się z miejsca i padł przed nią na kolana.
— Zoniu! zaklinam cię! nie gub się! — krzyknął.
Brwi pięknemu dziewczęciu ściągnęły się groźno...
— Mogłabym się obrazić tym twoim strachem — przerwała. — Nie rozumiem, jak ty sobie wyobrażasz miłość, chyba rozpustą obrzydliwą. Krzywdzisz mnie i jego.. .Miłość Zoriana dla mnie jest tak piękną, szlachetną, czystą jak moja dla niego. Kochamy się dwiema duszami bratnimi... Ewaryście.
Rumieniec wybiegł jej na twarz i nie dokończyła.
— Wierzę w to co mówisz — rzekł Chorążyc. — Chcę nawet wie-