Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trywać, machinalnie jakoś, w swój pierścionek.
— Zorian! — powtórzyła. — Cóż myślicie o nim i o mnie?
— Zorian się w tobie kocha, o tym wie cały świat — dodał Ewaryst.
Milczenie dosyć długie przerwało rozmowę. Zonia ciągle wpatrywała się w pierścionek, który obracała na palcu.
— Zorian się kocha we mnie, powiadasz?... tak? — zaczęła powoli. — A gdybym ja też kochała jego? cóż z tego? Czy ja nie mam prawa oddać mojego serca i siebie komu mi się podoba? Jestem zupełnie wolną, nic nigdy od rodziny nie potrzebowałam, nic od niej wymagać nie będę, ale jej nad sobą przewodzić nie dozwolę. Wolna zupełnie, gdybym kochała Zoriana, cóż dalej, panie Ewaryście? mów!
— Byłoby to nieszczęściem! — zawołał Chorążyc z uczuciem głębokim.
— Mylisz się! — przerwała mu z wybuchem jakiegoś zapału Zonia — mylisz się! A! byłoby to najwyższym szczęściem, byłoby nowym do życia narodzeniem! Miłość, przyznaję teraz, jest uszlachetniającym, wielkim uczuciem... jest tajemniczym węzłem żywota... jest apoteozą...
Porwała książkę, na której miała chwilę rękę opartą i rzuciła nią silnie o stół.
— Kocham Zoriana! — zawołała — tak jest, nie omyliłeś się, kocham go miłością dziwną, jakiej może na świecie nie było... Zmienione role, ja jestem kochankiem, on kochanką, kocham go sercem męskim, namiętnością mężczyzny, a on przy mnie jest jakby dzieweczką nieśmiałą!
— Panuję nad nim, jest moim...
To wyznanie dziwaczne, które się jej z ust wyrwało, osłupiło Ewarysta, załamał ręce i dłońmi ściśniętymi twarz sobie zakrył.
— Powiesz, żem szalona! wybuchnęła Zonia. O! wierz mi, w życiu jakie się nam dostało w udziale szał jest skarbem. Jam szczęśliwa, żem oszalała!
— Zoniu! na Boga! to istne już szaleństwo — krzyknął przerażony Chorążyc. — Jakież następstwa, co za przyszłość! Zorian jest małoletnim, a przynajmniej pod rodziców władzą, ja znam tę rodzinę. Drobna szlachta, co się ogromnego dorobiła majątku, nigdy na świecie nie dozwoli na ożenienie...
Zonia wybuchnęła śmiechem...
— Ożenienie! ale ja o wyjściu za niego ani pomyślałam! Ja chcę go kochać, to mi starczy, jestem pewna, że gdyby się ze mną ożenił, to by mi moje szczęście popsuło!
Chorążyc krzyknął ze zgrozy.
— A! wy, świętoszki, faryzeusze... ludzie trupy! — zawołała.
— Zoniu, ja mówić z tobą nie mogę nawet, myśli mi łzami zachodzą — przerwał Ewaryst. — Szał byłby niczym, ależ ty ślepą tak,