Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tej biednej pani mojej chwilę okropną, której może nie przeżyje. Oznajmij Ewarystowi, skryj się, któż wie? może Chorążyna da się przebłagać i ja nie wiem! On się może ożenić z tobą.
Zonia słuchała z ciekawością na przemian gniewną i szyderską.
— Ja nie myślę ani przebłagiwać, bo się czuję niewinną, ani się kryć, ani upokarzać, ani prosić. Co do ożenienia, kwestya czy ja bym mu się poddała!
Wyście ludzie z innego świata, ja jestem poganka i swobodne dziecko natury...
Zatrzymała się nieco i zapytała żywo.
— Więc jest Chorążyna? mów!
Madzia głową dała znak potwierdzający.
— Więc bardzo dobrze, raz się to wyjaśni i rozwiąże. Nie cierpię ukrywania się i tajemnic, to niegodne człowieka, co się szanuje.
Zawróciła się, uśmiechnęła wzgardliwie, patrząc na przerażoną siostrę i nie żegnając ją odeszła prędkim krokiem.
Patrząc na nią łatwo rozpoznać było, że zamyśliła się głęboko; potrącali ją przechodnie, zaczepiała się o otwarte drzwi sklepów, szła krokiem nierównym. Prędki ten pochód ustał nagle pod naciskiem myśli nowej, zwolniła chodu, poczęła się oglądać jakby szukała kogoś. Nastręczył się jej zdala idący Komnacki, który chciał ją pominąć niepostrzeżony, ale skinęła nań, aby się zbliżył i czekała...
— Mój Ewaryst się nudzi i tęskni za panem — odezwała się łagodnie — przyjdźże pan kiedy do nas, a jeżeli ja nie jestem w łaskach, to do niego. Na przykład jutro rano. Mam pewne dowody, dla których życzyłabym sobie bytności pańskiej i bardzo o nią proszę. Nie dla siebie — dodała — ale dla Ewarysta. Przyjdźże pan, bądź łaskaw.
Nie mógł się oprzeć żądaniu pan Euzebiusz, skłonik się i zamruczał, że służyć będzie.
Zonia szła dalej powolnym krokiem ciągle i, zamiast obrać najprostszą drogę do domu, wybierała widocznie ulice, na których najwięcej osób spotkać się spodziewała.
Zobaczyła Zoriana, do którego teraz rzadko raczyła słowo przemówić, i ten nie śmiał się nawet zbliżyć do niej, dała mu znak, aby przyszedł.
— Cóż to pan tak z wielkiej miłości dla mnie przeszedłeś do nienawiści, czy co? — poczęła.
— Ja! a toż skąd wniosek? — odparł Zorian zdziwiony.
— Przecież mógłbyś się kiedy pokazać u nas — odezwała się. — Wiem to, że z Ewarystem nie macie stosunków i nie lubicie się, ale ja nie jestem obowiązana koniecznie podzielać jego fantazji. Ja potrzebuję ludzi i towarzystwa, możesz czasem przyjść do mnie.