Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

teraz umrzeć, nierozczarowanej i szczęśliwej, ale los nie bywa tak litościwym, jest mściwy i zły...
Z podniesioną głową przeszła się zadumana po pokoiku, popatrzała na obu przyjaciół, zbliżyła do Ewarysta, któremu coś na ucho szepnęła i wyszła, lekko skłoniwszy głową Komnackiemu.
Upłynęło dużo czasu nim usta otworzyć mogli.
— Muszę cię pożegnać — odezwał się Euzebiusz, ściskając z czułością przyjaciela. — Byłem tu niepotrzebnym, czuję to, przyniosłem z sobą zaniepokojenie, przepraszam cię...
Chorążyc usiłował go wstrzymać jeszcze. Komnacki wyrwał się widząc, że na teraz słowa byłyby próżne...
Po wyjściu jego siedział Chorążyc w krześle długo zadumany głęboko i, spojrzawszy na zegarek, poszedł zwolna na górę. Była godzina obiadowa.
Mieszkanie Zoni dawniejsze, bo zmieniać go nie chciała, odświeżone, strojne, ubrane we wszystko, co życie uprzyjemniać może i myśl rozerwać, prawie pańską miało fizjognomię, która z małemi oknami, z dawnym pozorem tych izdebek była w sprzeczności Ewaryst starał się o to, aby jej szczęście otoczyć blaskiem, wysłać miękko, nadać mu poezję i wdzięk. Nie żałował nic, a że z domu nie chciał czerpać, bo się taił z tem, co się tu działo bo kłamać musiał przed matką, robił więc długi.
Liche drzwiczki osłaniały portiery, firanki okrywały okna, podłogę brzydką zalegał dywan.. Sprzęty były wytworne i bogate.
Wśród tego zbytku i sama jego pani już się z nim harmonizowała; a wszystko co ją otaczało podnosiło jej wdzięk oryginalny, drażniący, upajający.
Zobaczywszy w progu Ewarysta, Zonia rzuciła książkę, którą trzymała w ręku.
— Miałeś gościa, nad którego wołałabym każdego innego. Komnacki czyni mi wrażenie rozumnej ryby... Krew musi mieć zimną jak one.
— To bardzo dobry i bardzo do mnie przywiązany człowiek — rzekł Chorążyc.
— Alboż i ryby nie są dobre? — odezwała się Zonia szydersko... — Trochę słabości, trochę czegoś ludzkiego daje wdzięk i smak człowiekowi; dlatego ja mogłam oszaleć za tobą, bo w rozumnym i świętym był grzesznik pokorny...
Przyszła i znowu go objęła rękami.
— Ty bo dziś jesteś chmurą... a temu winien Komnacki. Do szczęścia nigdy nie trzeba ludzi przypuszczać, dosyć, aby na nie spojrzeli, wzrokiem je zwarzą..
Dawać do stołu! — zawołała ku drzwiom. — Po obiedzie sanki i w świat! Pamiętasz ten krótki przejazd nasz, tego dnia, gdym ciebie porwała, gdyśmy przytuleni do siebie, milczący, rozmarzeni lecieli jakby w obłoki! a! to była chwila, którą ja... w chwili sko-