Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stompelles, bez apostrofy, a przybrał ją w interesie handlowym, aby z nią łatwiej wnijść do towarzystw, które mu były potrzebne.
Potrzebnymi zaś, dziwna rzecz, zdały się być te, do których najchętniej uczęszczał, choć w nich owa apostrofa wcale nie była cenioną.
Średnich lat, ale trzymający się młodo i obyczaje mając do zbytku młodzieńcze, pan Henryk ze studentami był w najlepszej komitywie, za pan brat. Ugaszczał ich, dawał się zapraszać, i nie było nad niego lepszego, szaleńszego koleżki.
Rozumie się, że przybylec z zachodu wiózł z sobą teorie socjalne najświeższego kroju, tylko co z pieca i gardłował za nimi. Sam się opowiadał przyjacielem od serca Mazziniego i wielu innych znakomitości jaskrawej barwy. W przedmiocie socjologii miał niepospolitą erudycję i zasady krańcowe. Zresztą w ideach, które głosił, ścisłej logiki, ciągu pewnego trudno było dopatrzeć, dosyć mu było gdy teoria świeciła nowością a szła daleko, aby jej przyklaskiwał.
Charakteru zdawał się niezmiernie otworzystego, wygadywał się na pozór ze wszystkim co miał, o sobie tylko milczał. Z tego co mu się kiedy niekiedy, pod naciskiem pytań niedyskretnych wyślizgnęło, nic nie można było wyciągnąć, nawet ułamki te zbliżone do siebie nie schodziły się.
Ale człek był miły, choć go do rany przyłożyć, dla kobiet galant i nie przebierający w nich, do kieliszka gotowy choćby o północy, do wszelakiej zabawy na promotora niezrównany.
Ci co mieli zręczność widywać lub słyszeć o nim od kół artystycznych, w których rad się obracał, powiadali, że tam, nadzwyczaj sprytnie, grał rolę zupełnie odmienną i silnie napiętnowaną konserwatyzmem, ale co komu innemu za złe by poczytano, jemu uchodziło jako doskonałemu filutowi, który w pole miał wyprowadzać możnych...
Nadzwyczajna ciekawość cechowała pana Henryka. Jakby zadaniem jego życia było wszystko wiedzieć, podsłuchać, znać każdego, wsunąć się wszędzie, nie opuszczał żadnej zręczności robienia nowych znajomości i inicjowania się w nowe stosunki. Dosyć powiedzieć, że był w przyjaźni z Wasyliewem, a wszędzie gdzie mieszkał z każdym z gospodarzy w najpoufalszej zażyłości...
Nie było rzeczy, której by sobie opowiadać nie kazał, choćby na pozór najmniejszej nie miała wagi, zaciekawiała go lada drobnostka.
Pamięć też miał nadzwyczajną, a choć nazwiska źle wymawiał, dość mu było raz widzieć człowieka i dowiedzieć się coś o nim, aby go sobie przypomnieć.
Powiedzieliśmy, że pan Henryk wchodził z młodym Tardziakiem, bardzo ładnym chłopaczkiem, z którym był w szczególnej zażyłości, gdy właśnie imię Zoni wymawiano.
Widywał on ją z daleka i był jednym z najzapaleńszych czcicieli