Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nazywano, to była kobieta jakiej drugiej nie ma na świecie, a i tę straciliśmy.
Rozmowa o Zoni byłaby zaraz ożywiła się, bo kilka głosów gorących podniosło się ze stron różnych, gdy Tardziak, jeden z najżwawszych młodzieńców, nie tyle do nauki jak do gawędy i figlów, wszedł śpiewając małoruską piosnkę i wiodąc z sobą jegomości, którego od niejakiego czasu często tu widywano wieczorami.
Był to cudzoziemiec, przybyły przed kilku miesiącami, którego znali z widzenia i nawet niby z bliska prawie wszyscy, ale właściwie kto on był, co tu robił, po co przyjechał, dlaczego siedział, powiedzieć nikt nie umiał.
Zwał się an i mianował Francuzem i na biletach stało: Monsieur Henri d‘Estompelles, mówił jednak wyśmienicie po niemiecku, co Francuzom trafia się bardzo rzadko, nieźle po angielsku, wprawnie po włosku, rozumiał po rosyjsku i kaleczył też ten język, równie jak polski na ostatek nie było ludzi trochę znaczniejszych w Europie, o których by nie utrzymywał, że był ich przyjacielem, i przedmiotu, o którym by mówić nie mógł tak zręcznie, jakby był głęboko wtajemniczony.
Typ to był commis-voyageur‘a, ale wyższego rzędu, bystre pojęcie, znajomość ludzi a raczej instynkt w ich ocenianiu, jaki daje doświadczenie, ogromny, ucho baczne, wzrok co zdając się nie patrzeć widzi, przy tym powierzchowność zręczna, obejście się łatwe, wścibstwo i umiejętność badania a niewygadania się — znakomita. Średniego wzrostu, gibki, zawsze bardzo starannie ubrany, uperfumowany, pachnący, pan Henryk obracał się we wszystkich kołach, jakie mu tylko były dostępne. Cisnął się do arystokracji i wpływowych urzędników z natręctwem niemal bezczelnym, z pokorą aż do upodlenia posuniętą, obcował chętnie z młodzieżą i w hulankach brał udział chętny, grał we wszystkie gry, począwszy od bilardu, w którym był mistrzem, był jednym słowem do wszystkiego, a Małorosjanie powiadali o nim po swojemu „kudy kiń to Kozak“ (gdzie go rzucisz, kozakiem wszędzie).
Pan d‘Estompelles miał, jak powiadał, udział w jakiejś fabryce tkanin jedwabnych i podróże odbywał dla studiowania, gdzie by się one umieścić dały, zarazem jednak podejmował się sprowadzać wina z Bordeaux, machiny z Belgii, zegarki ze Szwajcarii i konserwy mięsne z Ameryki.
Tych mnogich interesów, którymi był obarczony, wcale po nim dymyśleć się nie było podobna.
Na pozór nie robił nigdy nic, bawił się po dniach i nocach w takich towarzystwach, gdzie nawet guzika kościannego umieścić nie było podobna, a w rozmowach poruszał chętnie takie kwestie, które z powołaniem jego nie miały najmniejszego związku.
Chociaż na biletach stało owo de arystokratyczne, w demokratyczniejszych kołach mówił po cichu, że nazywał się po prostu De-