Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/640

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panie kochanku, z Preszowa przyjdzie appel... nie zabraknie jednego...
Smutne te ogólniki jakieś nie mogły Brühla zaspokoić, nie wiedział już co sądzić, czy że książę zwierzyć mu się nie chciał, czy istotnie sam przyszłość zdawał na niepewne jakieś losy...
Kombinując jednak wszystko, gdy rozpatrzymy się w tém, jak książę w Preszowie na dobre się rozgospodarował, osiadł, budował... musiał w końcu przypuszczać, że był w dobréj wierze.
— Wybrali go, — odezwał się książę po chwili — dobrze... ja się śmieję, ukoronują... dobrze, uśmiecham się, niech spróbuje panować, panie kochanku. Tu dopiero będzie sęk... i o ten szkopuł on się rozbije... Familja będzie w jednę stronę ciągnąć, on w drugą, my w trzecią... znajdzie się kto w czwartą pociągnie, i cała machina pęknie. Naówczas my z naszemi pułkami, przy pomocy bożéj, wciągniemy i tę Sodomę i Gomorę w popiół obrócimy. Amen...
Wojewoda to mówił z takiém przekonaniem, jakby już na przyszłość patrzał...
— Tandem, — rzekł wstając — choćbyśmy tu cały boży dzień siedzieli, i ty mnie, kochany hrabio, muchy z nosa ciągnął, nie dowiesz się, panie kochanku, odemnie więcéj na to co sam wiem, że w Opatrzność wierzę i szabli z rąk nie puszczam. Tak mi panie dopomóż, więcéj nie wiem, i w żadną inną, daleką politykę się nie wdaję... — A, żebyś