Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/639

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a my czekajmy. Bóg, jak powiadają, cierpliwy bo wiekuisty, my z nim trzymamy, i cierpliwości téj zażyć musimy...
— Ale jakież widoki? — zapytał Brühl...
— Widoki? panie kochanku! w miłosierdziu bożém i w ostrzu szabli... W szablę i Pana Boga wierzę, a co daléj, to nie moja rzecz.
Brühl popatrzał wielkiemi oczyma, książę się napuszył... i z pewnością siebie niezmierną powtórzył:
Spes unica Deus!
Westchnął i siadł ciężko, podpierając się na stole...
— Nie może to być, aby pan stolnik miał się utrzymać... — dodał — nie może być. Bywali na tronie Piastowie, ale to, panie kochanku, Leszczyńscy, Sobiescy, Wiśniowieccy... a nie... sroce z pod ogona wypady jakiś tam... Szlachta się zawstydzi... A toby mospanie, gorzéj było od Polanowskiego, bo Polanowscy przynajmniéj cztery, pięć pokoleń szlacheckich wykazać mogii — a tu...
Nagle przerwał wojewoda, kładąc rękę na ramieniu Brühla, rzekł cicho:
— Niech tylko pan wojewoda kijowski wojsk swoich nadwornych nie rozpuszcza, aby je miał na zawołanie... przyjdzie chwila gdy w szable zagramy... Mojego całego regimentu nie mogłem tu przekarmić, poszedł nazad do kraju, ale ordynanse są i na każde skinienie gotowi, czekają. Gdy im,