Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/595

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tryumfować nad sobą nie damy! Znajdziemy środki, aby gagacika tego zrzucić z uzurpowanego tronu.
Wstał cały wzburzony wojewoda, gdy w tém małe drzwiczki skryte kancellaryi otwarły się ostrożnie, i surowa, ostrych rysów twarz wojewodziny Anny w nich się okazała. Zobaczywszy Brühla — weszła żywo postępując ku niemu. Hrabia rękę jéj całując, list od żony oddawał. Schowała go, nie czytając za gors, pilno się wpatrując przybyłemu zięciowi i zmienionéj przypomnieniem doznanego upokorzenia męża twarzy.
— Jak się Marynia ma? — spytała.
— Zdrowa, dzięki Bogu — jak list jéj dowodzi.
— Kaszle zawsze?
— Trochę, ale wiosenne powietrze.
Nie słuchając odpowiedzi, wojewodzina odwróciła się do męża, który posępnie w okno poglądał.
— Patrz mój hrabio — zawołała głosem w którym się gniew przebijał — patrz co mi z mojego pana Fryderyka jego sprzymierzeńcy zrobili. W tych kilku miesiącach zestarzał mi nie do poznania! — Wszyscy zdrajcy, ludzie bez charakteru — bez męstwa, bez decyzyi! Jestem kobieta, alebym nigdy tu takiéj ignominii nie dopuściła na imię Potockich.
Wojewoda, który był siadł na chwilę, zerwał się znowu.
— Nie mów asindźka o ignominii, nie mów! nie mów! począł głos coraz podnosząc. Jeszcze