Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/560

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zostawiono na stanowisku, na którembym w dzisiejszym stanie rzeczy sam zostać nie mógł.
A ciszéj dodał żartobliwie:
— Któż temu winien, jeśli nie piękne oczy pani Maryi? Stolnik na niewinnych nawet mści się za ich okrucieństwo, a ja padam ich ofiarą.
— Wiesz hrabio — odezwała się równie zniżonym głosem Sołłohubowa, podając mu rękę — bardzo cię szacuję, c’est peu dire, a jednak nawet dla ocalenia ci generalstwa i starostwa, oczy moje kłamać by i uśmiechać się nie potrafiły temu galantowi wszystkich piękności, który w istocie żadnéj nigdy nie kochał i kochać nie umie nic — prócz siebie.
Powiedziała to żywo — Brühl przyklasnął — wszyscy byli ciekawi dowiedzieć się, jakim ostrym dowcipem strzeliła piękna pani, ale usta jéj się zamknęły, a Brühl nie wydał tajemnicy.
Towarzystwo gwarnie rozprawiało o wypadku głównym dnia tego i o gotujących się jeszcze nowych krokach Familii, która władała sejmem i stolicą i czuć dawała swą potęgę nieprzyjaciołom — gdy Brühl z pulpitu nagotowanego wziął nuty... i zwrócił się do księdza biskupa.
— Nie ma w takich razach lepszego środka na myśli ponure, ani skuteczniejszego na ich rozbicie, nad boską muzykę. Jéj tony przenoszą nas w lepsze światy i każą zapominać o wszystkiém co nam tu dolega. Mieliśmy właśnie odegrać dziś kwartet, zna-