Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/553

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mocnika sekretarza przy generale mógł spełniać. Poczciwa Dumont, co się tak wiele spodziewała z poruszonego litością serca — ostateczny wydała wyrok: iż to są ludzie bez czucia i namiętności... Nie mogąc zaś wyżyć bez małéj intryżki do pielęgnowania, zajęła się panią Sołłohubową i hrabią, sądząc, że choć tu użyteczną być potrafi.
Tu nowa ją czekała niespodzianka; piękna Marya i hrabia kochali się jawnie, oczywiście, nie kryjąc się z tém wcale, lecz nie przechodziła ta miłość granicy zakreślonéj obowiązkami i poszanowaniem... i Francuzka nie miała tu co robić, bo tajemnic nie było żadnych...
W ostatku zrozpaczona tymi ludźmi północy, których bryłami lodu nazywała, rzuciła się Dumont pocieszać nieszczęśliwego Sołłohuba współczuciem, jakie mu okazywała... Sądziła, że może mu wynajdzie jakiś przedmiot, któryby go oderwał i rozerwał. Generałowicz mówił z nią chętnie, miał nawet do niéj słabości trochę, lecz naówczas już chory, znękany, smutny, o szukaniu dystrakcyi na świecie wcale nie myślał. Dla tych, co nań patrzali z daleka, co go widzieli dawniéj młodym, pełnym życia, kwitnącym, jawne było, iż miał w sobie zaród śmierci... o którym wiedział, który czuł, ale się go nie obawiał.
Stosunek jego z żoną był dziwny... Piękna Marya, może dręcząc się tém, że kochać go nie mogła i że kochała innego, była dlań z czułością,