Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/536

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o którym gadka chodzi, że mu się téż zachciewa złotego stołka. Co się tego tycze, jabym go sobie nie życzył. Słyszę w skórę bije bez ceremonji, a jeżeli dziś prosty szlachcic używa tego środka dla uspokojenia umysłów, cóżby to było — gdyby się ubrał w płaszcz z gronostajami? My starzy, cośmy do tego nie przywykli, bylibyśmy w przykrém położeniu. Cóż dopiero, gdy człek pomyśli, że to jedna krew ze starostą kaniowskim, który do żydów strzelał jak do zwierzyny? Jakby go wielkim łowczym zrobił, wybiłby nam wszystkich Szmulów, a szlachcie bez faktorów i arendarzy się obejść gorzéj niż bez koszuli
Znowu się rozśmieli wszyscy, tylko Laskowski ruszał wąsami.
— U waćpana wszystko żarty — rzekł.
— A w żartach zawsze połowa prawdy — odparł skarbnik — dla tego całéj nie mogąc powiedzieć, pod te czasy bezkrólewia i sądów kapturowych, wolę choć połowę.
— Ale lista wyczerpana — przerwał Laskowski — a gąsiorek na pół pełny.

— Damy radę obojgu — rzekł żywo skarbnik — chociaż ażeby lista wyczerpaną być miała — nego. Jest jeszcze jeden kandydat... chociaż daleko ztąd... nad Newą, a zowie się Gurowski[1]. Mówią, że za nim potężne głosy przemawiają.

  1. Historyczne.