Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/535

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rękę cudną, wymowę poruszającą. A że młody, jakbyśmy my szlachta wzięli go na edukacyę — jedno z dwojga, albobyśmy z niego zrobili co się zowie króla, alboby chyba nic nie był wart.
Zaczęto się śmiać. Ten ostatni kandydat wydawał się owocem żartu pana skarbnika.
Laskowski słuchał nachmurzony.
— Dałbyś bo pokój, mój Zagłobo — bo aż uszy więdną.
— Któż co niedokończonego porzuca? — odparł poważnie skarbnik — ani gąsiorka nie godzi się niedopitego zostawić, ani listy kandydatów... Czyż naprzykład milczeniem godzi się pokryć takiego pana jak książe Ogiński, który gra na flecie, muzyki komponuje, maluje ślicznie, śpiewa jak kanarek i piękny być ma, gdyby adonis. A toć to szczęście by było mieć na tronie flecistę, używalibyśmy darmo, za co inni drogo płacą. Grałby dla swych poddanych gratis a poczekawszy, i na swoich poddanych.
Wszyscy się śmiać poczęli. Zagłoba się namarszczył i był poważniejszy niż kiedy.
— Waćpanom śmiech — a to rzeczy seryo — dodał — dobrze mieć panem muzyka, z taktem będzie rządził.
— Czy już acińdziéj skończyłeś? — zapytał Laskowski — któremu ta lustracya kandydatów nie przypadała do smaku.
— Jeszcze nie — rzekł Zagłoba — nie mogę pominąć pana wojewody kijowskiego Potockiego,