Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/533

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jest tam kunsztmistrz fryzyjer na dworze, który ją czasem fryzuje.
Laskowski przerwał oburzony.
— Ale cóż bo znowu prawisz! panie skarbniku! horrendum, stary człek poważny.
— No, to nie fryzuje, nie fryzuje... kłamstwo jako żywo — poprawił się Zagłoba. — Tandem, gdybyśmy pod te czasy, gdy się ma ku sejmowi konwokacyjnemu, a daléj i elekcya za pasem, przeszli sobie, dla odświeżenia pamięci, ilu mamy królików, coby królami być chcieli? Juścić to rzecz ciekawa. Waćpanowie wiecie, gdy raz na żart, wśród pola elekcyjnego Polanowskiego okrzyknięto, po dziś dzień Polanowscy się tém szczycą, więc dla potomności zliczmy sobie naszych kandydatów.
— Primo — wtrącił Ocieski — nie ma bliższego korony nad hetmana.
— Pewnie — odparł skarbnik — już przez to samo, że całe wojsko ma w ręku; tylko, że to nie pretoryanie, mości panie. Hetman powaga wielka, i lata słuszne, długo panować nie będzie... więc nowa elekcyjka i szlachta się rozrusza, przejedzie, zażyje świeżego powietrza, spleśniałych talarów ruszy...
— E! e! — krzyknął Ocieski — pan skarbnik drwisz, a gdy oto właśnie hetman jechał z Białegostoku do Warszawy, trzeba było, żebyście byli widzieli i słyszeli, jak go szlachta po drodze witała, przyjmowała, niemal zawczasu w nim czcząc głowę