Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/532

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który zaraz podkomorzemu przysunął, bo lubił chodzić koło szkła czysto.
Babiński łysinę pogładził.
— Nie ma tedy najmniejszéj wątpliwości — ciągnął daléj skarbnik — iż się wszyscy pogodzą, pocałują, uściskają, a my tę sprawę zapijemy... Ale, mój podkomorzy — dodał — objaśnijże mnie, w takim razie, kto tu nam królować będzie? Ja, wyznaję ci, ciemny jestem. Widzę dokoła kandydatów do téj korony, którą gdyby mi dawano, jabym cierniową wolał — tylu, tylu, że — choć na węzełki ciągnąć.
— A ja jednego kandydata rozumiem — zamknął Laskowski — to najjaśniejszego kurfirsta... Prymas także będzie za nim.
— Kaleka — rzekł skarbnik — ale mniejsza o to, żonę ma mieć fertyczną, a u nas w Rzeczypospolitéj, gdy po domach podwika rządzi, czemuby i na tronie nie miała? Kto z nas mości panowie, nie pod pantoflem?..
Rozśmieli się wszyscy, a że byli podochoceni, chórem się ozwali:
— Jak Bóg miły, ma słuszność!
— Zatém wiwat królowa... i młodzieży naszéj będzie się z nią dobrze działo — dodał skarbnik — bo przybywający z Saksonii dworzanin ks. biskupa krakowskiego, Burba mówił mi, iż kenwersacye z młodzieżą dobrze wychowaną na osobności lubi.