Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/518

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ani wątpić, a mimo to... zbliżyć ich nie ma podobieństwa... Nic im w świecie nie przeszkadza, oprócz tego co ona cnotą nazywa, a on poszanowaniem... A modlą się, powiadam ci!... Ile razy przypadkiem dotknie się hrabina ręki sekretarza, że to snadź na niéj czyni impressyę, zaraz pości, a on ani dnia nie opuści, żeby Pana Boga nie nudził lamentując... Takiéj miłości anim sobie wyobrażała... anim mogła przypuścić... monstrualna... Męczą się, a żeby się to choć komu na co przydało! Brühlowi to tak obojętne... Miłość usmażona w nabożeństwie — dodawała Dumont zniechęcona wielce — piękna mi konfitura!!
W dzień przybycia generała do Warszawy, ostatnich dni listopada, dosyć liczne grono przyjaciół oczekiwało nań w apartamentach Saskiego pałacu: starsza siostra pani Mniszchowa, piękna i poważna kobieta, któréj wykształcenie i wychowanie dawało wielką wyższość nad wojewodziną kijowską, oboje Sołłohubowie, naostatek ksiądz biskup krakowski Sołtyk, jeden z najmilszych w towarzystwie ludzi, który był wiernym przyjacielem Brühla i sługą nieboszczyka króla....
W Sołtyku, mimo sukni duchownéj, trudno było dopatrzyć powołania kapłańskiego. Człowiek był wielkiego świata, wychowaniec dworu, pełen talentów, lubiący sztukę — jak wszyscy saskiego dworu uczniowie, muzyk, miłośnik teatru i kwiatów, przepychu i świetności... Umysł niezmiernie żywy,