Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/439

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Został tylko Szymanowski, w innym pono poselstwie wysłany, który się dotąd nie wiele odzywał... Wziął on na bok Brühla.
— Wszystko to dobre, rzekł: — nawet się bez tego na jutro i obejść byłoby trudno, ale koniec końcem, mnie Jego Ekscellencya tu przysyła, abym hrabiego uspokoił i zapewnił, że gdy jutro się nic złożyć nie da, a Familia upornie przy swém stać będzie, sejm zerwiemy...
— Kto? zapytał Brühl... mogą w takim razie już nie mnie, ale tego śmiałka rozsiekać... Sam waćpan wiesz, jak krajowi ten sejm jest potrzebny, jak go sobie życzą... Któż się odważy?
Szymanowski uśmiechnął się, pokręcił wąsika kłaniając rzekł, ręką wskazawszy na piersi.
— Ja — panie hrabio...
— Wy?
— Tak, ja sam — to rzecz ułożona, odparł spokojnie Szymanowski. Naturalnie dopełniwszy aktu tego, i złożywszy manifest w grodzie, ujdę w téj chwili z Warszawy... a moi Ciechanowianie, dali Bóg nic mi nie zrobią. Choćby téż przyszło i na jaki rok za granicę wędrować, nie jestem od tego...
Twarz i humor posła dowodziły, że Jego Ekscellencya, musiała już warunki z nim umówić, i że Szymanowski był z nich zadowolony. O tém jednak nie wspomniał.
— Z Familią, dodał szydersko — mam od dawna na pieńku, rad będę odwdzięczyć... dla Jego Eks-