Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którego sobie pozyskać potrafiła, lecz nie śmiała spokoju Brühlowéj przerywać niepotrzebnie plotkami, dopókiby coś do rozwiązania języka nie dało powodu. Była téż najpewniejsza, że minister i król zwyciężyć muszą i tych warchołów w myszą dziurę zapędzą... Tak stały rzeczy w Młocinach, gdy naprzód znużony, blady i zły powrócił do nich Godziemba, który Brühlowi z duszy sprzyjał i sprawę jego brał do serca, w chwilę zaś potém nadjechali oboje Sołłohubowie, a za nimi dopiero ciężki kłus gwardyjskich żołnierzy, z dala towarzyszących cześnikowi, i jego kareta, w któréj on leżał raczéj niż siedział... zbliżyły się do ganku pałacyku... Tu poczciwy Sołłohub czekał już na przyjaciela, i wysiadającego w ramiona pochwycił.
— Mój ty biedny Brühl! o! jakże mi cię serdecznie żal!..
Ściskając się weszli razem do pokoju, w którym na nich panie czekały.