Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/421

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nisz to dla mnie... Przetrwać je potrzeba... Otoczą cię przyjaciele... a potém...
Tu zniżył głos i dodał zamyślony!
— Sejm zerwiemy!!
Zapukano do drzwi, ktoś głośną mową domagał się wpuszczenia... Sekretarz ministra oznajmił przybycie księcia wojewody, który nieczekając poruszony wtoczył się za nim zaraz... Na twarzy księcia Karola mocno zarumienionéj widać było jeszcze nieprzezwyciężone oburzenie..
— Pozwolisz, panie mnistrze, panie kochanku, choć jestem natrętny... ale musiałem przyjść oznajmić... Dzisiajeśmy się nie popisali — to prawda; zwiedli mnie, mało nas było... jutro jak świt salę moi obsadzą, trzysta szabel mam pewnych, jeśli nie więcéj. Służymy Familii... zechcą krwi, będą ją mieli; my nie pożałujemy...
Brühl ścisnął go za rękę.
— Spodziewam się, że do tego nie przyjdzie, rzekł cicho, ukradkiem spoglądając na syna.
— A ja się spodziewam i Pana Boga proszę, żeby do tego przyszło — odparł Radziwiłł... mnie się odegrana należy... Co to się tam rąbać na słowa i rzucać sobie w oczy łajdakami i szelmami! — to nie szlachecka rzecz, panie kochanku... Wybić się a dobrze... kurtę im skroić porządną, będą cicho siedzieli...
Cześnik milczał zmieszany...