Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziewam się, że raczycie mi towarzyszyć do mnie, gdzie spokojniéj skromny obiad zjeść będziemy mogli...
Posłowie ruszyli się wnet wszyscy... Ten krok ministra nie pohamował wodzów Familii i ich adherentów... Brühl już wychodził nie oglądając się nawet na przeprowadzającego Branickiego, gdy po za nim wołano:
— Krew, która się przeleje spadnie na twoją głowę...
— Precz z Brühlami,..
Wśród téj wrzawy minister z towarzyszami opuścił pałac hetmana, a że powozy na późniejszą godzinę przyjść miały i w dziedzińcu się nie znalazły Brühl musiał iść piechotą...
Zaledwie za bramę się dostał, tłum, który od zamku się rozlewał po mieście, otoczył go... Wypadkiem wpadł na gromadę Familii prowadzoną przez Żudrę, która poznawszy Brühla, rozjątrzona jeszcze sejmową sceną, powitała go szyderskiemi wykrzykami. Trudno się było cofać, niepodobna uniknąć, i przytomność tylko posłów zagranicznych a kilku sług ich potrafiła ministra od wiekszych ocalić nieprzyjemności. Powóz jakiś przechodzący bezpański, który zatrzymano gwałtem, odwiózł Brühla do jego pałacu, gdzie straże saskie i ogromny dwór zupełnie go już czyniły bezpiecznym...
Posłowie, którzy go odprowadzali, pożegnali u drzwi — chwila była wymagająca namysłu i sa-