Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tronów zbliża... Nie sądźcie, aby walka była łatwa a pognębienie możliwe...
Hetman uderzył po ramieniu księcia, prosząc go, aby zaprzestał. Działo się to w jego domu — bolał nad tém... lecz trudno było pohamować rozjątrzonych. Zaledwie umilkł wojewoda, kanclerz się odezwał szydersko:
— Chcieliście tego, panie ministrze — macie coście sobie sami ściągnęli. Nie my wam, wy sami sobie honor odbieracie, wy narażacie syna. Z nami walka nie pójdzie łatwo...
Hetman nie wiedział już kogo prosić i uśmierzać gdy Brühl, którego sama gwałtowność napaści zmuszała do pozornego ostygnienia, powiódł ręką po czole, twarz jego przybrała wyraz zimny i szyderski, lecz przesączony zemsty pragnieniem... Zwrócił się do pani hetmanowéj...
— Muszę panią hrabinę przeprosić, rzekł z ukłonem dumnym, iż spokój jéj domu zakłóciłem, i jéj saméj byłem powodem do wystąpienia, które dla gospodyni domu, względem gościa — przykrém być musiało... Nie pozostaje mi nic więcéj nad pożegnanie towarzystwa, w którym mnie obelgi spotykają tylko...
Hetman zbliżył się doń ze złożonemi rękami, Brühl szukał tylko kapelusza... Wszyscy zamilkli na chwilę...
— Panowie, odezwał się minister do posłów zagranicznych, którzy siedzieli zmieszani — spo-