Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan stolnik nasz nie dopuścił sejmu rozpocząć, ani marszałka obierać... pół izby wołało: — Precz z Brühlami!
Hetman dał znak Turskiemu, ale już było za późno... Brühl zerwał się z krzesła i stanął, rzuciwszy serwetę... Oczy mu się zapaliły, wargi zatrzęsły... Pani hetmanowa, któréj czarne źrenice ogniem także pałały, mierzyła go wzrokiem nienawistnym, siedząc jak marmur blada...
Branicki stał chmurny. Turski nie wiedząc czy może mówić dłużéj, zamilkł nagle. Wtém minister, którego gniew i duma zwyciężyły i roznamiętniały — cofnął się od stołu — wybuchając.
Naprzeciw niego siedział właśnie książę kanclerz. Wskazał nań ręką...
— Waćpanowie to — zawołał impetycznie — odbieracie mi honor — to weźmijcież mi i życie.
To mówiąc rękami rozerwał kamizelkę na piersiach, mierząc groźnym wzrokiem kanclerza...
Ten wcale na pozór nie poruszony, serwetę zwolna położył na kolanach i złotém piórkiem, zmrużając oko począł w zębach przebierać. Może więcéj przygotowany do wypadku, z daleko zimniejszą krwią przyjmował jego następstwa. Ironicznie skrzywiły mu się usta.
My? rzekł cedząc powoli — my? ani honoru Waszéj Ekscellencyi, ani jego życia nie potrzebujemy — żądamy tylko — sprawiedliwości od N. Pana. Téj nam odmówiono — napastowani, bronimy się... nie jesteśmy tak słabi, abyśmy podeptać się dali...