Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/412

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hetman to snadź zrozumiał.
— Ale, mówże acan, rzekł poważnie: wprost tak jak tam rzeczy stoją... całą prawdę...
Turski życzliwszym był familii, ale Brühl i posłowie obcy mu imponowali.
Po szlachecku jednak w końcu, widząc się w położeniu fałszywém, postanowił wyrąbać się zeń krzyżową sztuką. Westchnął do patrona i począł, — a był chłopak do dworu jeszcze nie nawykły i ze słowem się mierzyć nie umiejący.
— A no — odezwał się — jest to o czém rozpowiadać...
Słuchano w milczeniu...
— Jak skoro pan marszałek zagaił sejm... nie dano przystąpić do wyboru nowego marszałka, domagając się, aby pan cześnik Brühl precz szedł z izby — jako nie szlachcic...
Minister, który stał dotąd dosyć spokojny, drgnął cały i zbladł... pochylił się na krześle, rękę założył na poręcz, twarz mu się zmieniła...
Hetman to dostrzegł i szepnął do Turskiego:
— Krótko, zwięźle... faktycznie...
Zrozumiał to Łowczyc i zamilkł...
— A więc — dodał — co tu długo prawić jaśnie panie... w chwili gdym z izby wychodził — przyszło do tego, że szable z obu stron dobywano Tylko szczęk ich i krzyki słyszałem wychodząc a w dziedzińcu mówili już, że się krew lała i przyszło do bitwy — bo zajadłość wielka.