Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zmilczał Branicki chwilkę.
— Juściż, nie bez woli i wiedzy króla — odezwał się obojętnie.
— Król... nie ma ani woli — ani wiedzy, odparł wojewoda...
Oba zamilkli znowu. Książę August głowę podniósł dumnie do góry... i szepnął:
— Ha — ale jakoś to będzie...
Hetman zimno dołożył:
— I ja tak sądzę... należałoby się tym, których opinije się różnią, zbliżyć — rozmówić — porozumieć... a kompromis mógłby przyjść do skutku...
— Czy pan hetman mówi to z natchnienia własnego — czy...?
— O! własnego! własnego! — pośpiesznie rzekł stary... ja stoję na boku i w niczyjém imieniu mówić nie mam prawa, a na oku tylko dobro publiczne trzymam.
— Jak my wszyscy, rzekł wojewoda — extra intruzów — co się mięszają do spraw naszych, żadnego do tego nie mając prawa...
Branicki popatrzył na mówiącego.
— Ha — odezwał się — to wina tych co intruzom — s’il y en a, — szeroką wysłali drogę sami...
Wojewoda trochę się zżymnął...
— Jakże zdrowie hrabiny Izabelli? — zapytał z przyciskiem zwracając rozmowę.