Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szyderskim wyrazem... Na pierwszy rzut oka poznać w nim było można i potomka wielkiéj rodziny, i człowieka należącego wychowaniem do najpierwszego towarzystwa. Nie było uniżoności w jego przywitaniu ani uszanowania zbytniego, hetmana za równego sobie uważał i poznać mu to dawał. Powitał go nieco zimno, a chłodniéj jeszcze Mokronowskiego, jakby mu zawsze w sukurs był przyjść gotów. Rzuciwszy okiem po przytomnych, z niechcenia zapytał: — Jak hetman odbył podróż w czas tak brzydki? — niepotrzebnie, lub złośliwie przypominając mu podeszły wiek jego...
Branicki umyślnie poznać nie dał, że go to obeszło, wyprostował się tylko, i piękną, białą ręką powiodłszy po czole — odparł:
— Niestety! mości książę — wiek kazałby mi się już z Białegostoku nie ruszać, ale ja należę do tego starego plemienia, co do ośmdziesiątki na koniu harcowało, i powiem ci, że mój wiek mi nie cięży. Jeszczebym niejednego młodszego przesadził.
— Jak na hetmana przystało — dodał książę August — bo nie od czegóż nim jesteście...
— Cóż u was tu słychać w Warszawie? spytał Branicki, odprowadzając nieco na stronę...
— Nic tak dalece nowego: to, czego się było zawsze można spodziewać. Król przybity i sprawą kurlandzką i tą wojną, która mu jego kraje dziedziczne zagarnęła... a substytuci pana gospodarują u nas, wedle swego widzi-mi się.