Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obaj ręce szeroko rozstawiwszy poszli ku sobie, padli na piersi, objęli się potężnie, pocałowali raz, drugi, trzeci... i gość odskoczywszy nieco, głosem tubalnym towarzystwu całemu zawołał:
— Czołem ichmościom dobrodziejom...
— Pan mostowniczy Żudra — odezwał się Laskowski.
Wszyscy się mniéj więcéj pokłonili, stolnik ciechanowiecki prychnął i usta wydął. Zaczęło się wzajemne zapoznawanie. Usłyszawszy nazwisko Szymanowskiego, mostowniczy popatrzał i nieco sposępniał, bo dotąd miał twarz jak księżyc w pełni pogodną.
Szymanowski i Żudra zmierzyli się oczyma tak, iż w nich łacno antagonistów domyślić się było można. Pomimo to, obok Laskowskiego zajął miejsce Żudra i nie stracił wcale rezonu. Tyle tylko, że ciągle na stolnika patrzał, a ten na niego.
Lampkę podano mostowniczemu, wziął ją nie wymawiając się... i odchrząknął, oczyma wodząc po przytomnych.
— Jam tu pana podkomorzego szukał — rzekł — stary druh... a gdy mi szczęście takie służyło, iż go w szacowném gronie ichmość panów a braci przydybałem, korzystam z sukcesu niespodziewanego,.. Książę kanclerz, który dawno zna i wysoko ceni pana podkomorzego naszego, bo któżby go nie szanował i nie kochał?.. na chleb przyjacielski zaprasza go jutro; ja zaś, jako intimus tego domu