Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zowe, jarzębina i różne sławione produkta. Tych rozmaitych specyfików wyrobu sama pan Anna doglądała, nie spuszczając się na nikogo. Niezmiernie czynna, choć miała się zaprawdę kim wyręczyć, nie chciała uwolnić się od pracy. Kilka pokoleń składało się na książkę straszliwemi charakterami pisaną, w któréj były i przepisy pieczenia ciast wielkanocnych, i lekarstwo skuteczne od robaków, i smarowania przeciw rwaniu w kościach, i recepty wódek a likworów doskonałych...
Zmierzchało już, gdy z bijącym sercem wsunęła się madam do pokoju wojewodziny. — Bebuś ciekawy a złośliwy, rad coś podsłuchać, wśliznął się za nią, lecz baczne oko pani postrzegło go, tupnęła nogą, i zawołała ostro:
— Bebuś! czego tu? swojeś zrobił! A do budy mi! nogi za pas! Słyszysz?...
Karzeł trochę zmieszany uciekł...
Wojewodzina siadła w krześle podparta na ręku i chmurna... spojrzała na Francuzkę...
— Siadaj, moja Dumont — odezwała się nieosobliwą francuzczyzną: siadaj proszę, mamy z sobą do pomówienia...
W głosie nie było nic przerażającego, Dumont się uspokoiła i na dosyć oddalonego krzesła rożku, przysiadła nader skromnie.
Wojewodzina zamyślona milczała trochę, potém coś sobie snadź przypomnieć musiała, dała jakiś znak madamie, a sama po cichuteńku na palcach