Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko walka nie na pospolity oręż odbyć się miała — choć równie jak od żelaza mogła być krwawą.
W uśmiechu Brühla i jego spojrzeniu widać było pewność zwycięztwa, które miał dać rozum i przebiegłość — na czole wojewody ruskiego, przedstawiającego owo najpotężniejsze w kraju stronnictwo, familię — rzekłbyś, że przy powadze i majestacie, zakradła się wiara w rachubę, która umyślnie prostotą i szczerością się okryła. Niktby w nim nie odgadł, że o lepszą walczył z Brühlem i czuł się na siłach pokonać ministra... przecież czasem bystre spojrzenie bodło jak żelezce... gdy niepostrzeżone poleciało... Gdy w oko patrzali sobie, Brühl był słodyczą samą, pan wojewoda samą prostotą i otwartością... Czy sobie wierzyli — któż odgadnie! ale tego wieczoru byli tak serdeczni jakby się braćmi rodzili i zbratać jeszcze ściśléj żądali. Minister zdawał się nie mieć tajemnic, książę wojewoda dozwalał sobie do dna serca zaglądać. I co chwila książę ściskał hrabiego, hrabia rzucał się w objęcia wojewody...
Radość i wesele panowało powszechne — mówiono otwarcie. Na pokojach też nie było nikogo, oprócz przyjaciół ministra i tych co mu tu służyli...
Młody chłopak wytrzymał egzamina ojca i przyjaciół jego z aplauzem wielkim... Kazano mu odezwać się po polsku — choć nieco zarywał z cudzoziemska, nie zmieszany pozdrowił jaśnie oświeconych, wielmożnych i miłościwych panów a braci...