świadomością prawa... prosiłem i błagałem, ale Fryderyk jest surowy.
— I cóż?
— Nie daje się zmiękczyć; jedź wpan ze mną... sam staniesz przed nim i będziesz się tłómaczył...
Trochę ducha wstąpiło we mnie.
Szarzeć poczynało, gdyśmy stanęli przed domkiem dosyć lichym, który Fryderyk zajmował; dotąd widywałem go tylko zdaleka na paradzie, z laską i tabakierką, dziwnie do bohatera niepodobnym; teraz miałem się zbliżyć w chwili stanowczéj, która los mój miała rozstrzygnąć.
W domu tym nic nie znamionowało króla, nawet naczelnego wodza. Była to kurdygarda dymu pełna, piwem trącąca i brudna... Ogromne draby trzymali wartę w sieniach... cisza panowała, surowo zachowywana.
Weszliśmy z gieneralem do izby, w któréj dwie świece w prostych lichtarzach paliły się na niepomalowanych stołach. Czekał w niéj jakiś starszy wojskowy z raportem i parę mniéj znaczących figur. Mnie postawiono u drzwi... Drzwi od gabinetu królewskiego były zamknięte, milczenie przerywane tylko szczękiem broni w sieniach... Czekaliśmy chwilę wiekuiście długą; naostatku wezwano gienerała do króla, i drzwi znowu zamknięto. W oczach mi się ćmiło, gdy usłyszałem nazwisko moje, i jakiś wojskowy wepchnął mię raczéj niż wprowadził do gabinetu.
Był to pokój nie wielki, wcale nie przybrany, w środku stół kawałkiem sukna przykryty, na nim zegar stary leżący, papierów kupa, mapy i fletrowers. Gienerał stał z boku, a przeciw sobie ujrzałem króla, w wyszarzanym i połatanym mundurze, w kapeluszu na głowie, przypatrującego mi się z miną surową. Twarz jego czysto niemiecka miała w sobie coś dziwnie poważnie śmiesznego, długa, wyciągniona i nastrojona surowo, a jednak nie budząca poszanowania, strach jakiś raczéj. Rysy były zwiędłe, zmarszczki głębokie, oczy wpadłe, ale przenikliwe wzrokiem... Prosty żołnierz wykwintniéj od niego był ubrany, tak jakoś brudno wyglądał!
Najprzód w milczeniu obejrzał mnie od stóp do głowy okiem znawcy, który ocenia człowieka jako żołnierza, i znać postawa moja, wzrost, mina, musiały go korzystnie uderzyć. Zaraz złagodniała twarz i lekki, niedostrzeżony uśmiech przeleciał po ustach bladych i wązkich.
— Waćpan jesteś ten foedifragus? — spytał po francusku — Wiesz, co cię czeka?
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/415
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.